PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=109757}

Testament Orfeusza

Le testament d'Orphée, ou ne me demandez pas pourquoi!
7,4 333
oceny
7,4 10 1 333
Testament Orfeusza
powrót do forum filmu Testament Orfeusza

Ach! Jestem wielkim ARTYSTĄ! - przez społeczeństwo niedocenianymi niezrozumianym - jakże mogłoby być inaczej? Ach! Jakież wspaniałe, głębokie postaci stworzyłem - spójrzcie, wydają się żyć własnym życiem! Może to i prawda, że artysta zawsze maluje portret samego siebie, ale to już chyba lekka przesada i zbyt daleko posunięta dosłowność.

ocenił(a) film na 8
Lorelei_3

Nie powinnaś oceniać tego filmu przez pryzmat naszych czasów i naszej kultury. Pragnąłbym zwrócić uwagę na fakt, że Cocteau żył w czasach awangardy artystycznej, gdy poeci byli postrzegani jako Ci uprzywilejowani. Wystarczy przypomnieć trochę starszego od Cocteau, Przybyszewskiego, który uważał poetów za obdarzonych mocą kapłanów, czy Witkacego, który popełnił samobójstwo gdy uznał, że nie ma już nadziei dla sztuki. Dzisiaj poeci nie są już postrzegani jako jednostki wybitne, dlatego trochę nam trudniej ten film zrozumieć.
Patrząc na film pod kontem Twojego komentarza, mogę uznać, że "Testament Orfeusza" to testament poety-bohatera i kreatora, który przemija wraz z nadchodzącymi czasami.

Co do samego filmu: trochę mnie zawiódł, bo nastawiłem się na kontynuacje "Orfeusza", a dostałem coś zupełnie innego. Jednak i tak pozostaje dziełem co najmniej dobrym.

ocenił(a) film na 3
Ardhiel

Ależ ja naprawdę znam i bardzo lubię modernizm - Przybyszewskiego i tą całą bandę. Skłonna jestem też przychylic się do twierdzenia, że artysta to osoba wybitna, stojaca ponad resztą społeczeństwa a sztuka nie musi służyć niczemu innemu, poza samą sobą. TYM BARDZIEJ więc drażni mnie bełkot Cocteau i jego egotyczna mania robienia sobie dobrze. Gdy Artysta zostaje zwolniony od ustosunkowywania się do konkretnych spraw i problemów, gdy nie musi swoją twórczością niczemu ani nikomu służyć, gdy jego sztuka nie musi spełniać żadnych praktycznych ani ideowych celów, gdy może podjąć temat jaki żywnie mu sie spodoba i ująć go w sposób dowolny, gdy może właściwie mówić o wszystkim, a on wybiera zachwyt nad samym sobą (i to nawet nie nad soba jako abstrakcyjnym Artystą, ale sobą konkretnym - Jeanem Cocteau, autorem "Orfeusza") - no to to jest naprawdę smutne. I żenujące. I jakieś takie... niegodne modernistycznego Artysty. No ale Cocteau nie tworzył w czasie moderny, tylko raczej popłuczyn po niej - i może właśnie stąd to wszystko. Może w tamtych czasach z modernistycznej ideologii pozostał tylko zwulgaryzowany zachwyt nad Artystą, przez niektórych błędnie utożsamiany z samozachwytem.

ocenił(a) film na 8
Lorelei_3

Fakt, że film skupia się na konkretnym Cocteau można wytłumaczyć tym, że był to już w zamierzeniu ostatni z jego filmów, podsumowujący jego pracę. To takie rozliczenie i pożegnanie, stąd ten lekki "bełkot i mania robienia sobie dobrze" :). Zgodzę się również, że czas powstania "Testamentu" to już lata krańcowego wyczerpania modernizmu i niemal wszystkich jego składowych, co na pewno wpłynęło na taki kształt dzieła. Więc przyznaję Ci trochę racji.
Nie mogę się jednak zgodzić z stwierdzeniem że "Testament" to tylko bełkot i "mania robienia sobie dobrze" (spodobało mi się to wyrażenie :D). Chyba lekko przesadzasz - całego czasu trwania projekcji nie zapełnia jedynie narcyzowanie twórcy "Orfeusza".
1. Chociaż posiada imię i nazwisko, Jean Cocteau z tego filmu i tak może być odbierany jako symbol poety u schyłku przedwojennego porządku, nie zaś jedynie ten Jean Cocteau (świadczy o tym praktyczny brak nawiązań do życiorysu czy historii Cocteau poza przywołaniem postaci z Orfeusza - ale i one mogą być przecież losowymi postaciami z losowego dzieła losowego poety, gdyż nie posiadają cech związanych z pierwotną rolą). Spróbuj tak popatrzeć na ten film :)
2. Poeta jako wybitny człowiek jest i tak ukazany w Testamencie trochę krytycznie - świadczą o tym chociażby ostatnia scena z twórcą niepasującym do świata, czy podrzędność w stosunku do własnej fantazji. To również zaprzecza teorii "ale jestem zajebisty".
3. Nawet jeżeli Cocteau okazałby się wstrętnym auto-onanizatorem, to nie można przejść obojętnie wobec surrealizmu, który wypełnia to dzieło. W mojej opinii, jakakolwiek część trylogii orfickiej Cocteau, jest lepszym dziełem surrealistycznym niż osławiony Pies Andaluzyjski Dalego (który to dopiero był narcyzem :D). Chociaż ponad trylogię orficką stawiam filmy Davida Lyncha, ale to już nieco inna epoka :D
Pozdrawiam :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones